top of page

Uciekłem z objęć śmierci

Rozmowa z o. Pawłem Glogowskim, salezjaninem

- Co najmniej dwa razy otarł się Ojciec o więzienia, najpierw faszystowskie, potem komunistyczne i cudem uniknął śmierci. Pierwszy raz jeszcze w czasie studiόw w Bambergu.
- Miałem wόwczas 23 lata. Przypadkowo znalazłem się w pokoju naszego ojca prefekta, ktόry potajemnie słuchał zabronionej rozgłośni radiowej. Było to w czerwcu 1937 roku, w Hiszpanii trwała wόwczas wojna domowa. Zostaliśmy oskarżeni o słuchanie wrogich rozgłośni radiowych oraz o sprzyjanie „zmowie Kościoła z komunistami“, czyli tym samym o zdradę stanu. Oskarżenia były absurdalne. Gestapo przewiozło nas do swojego więzienia w Norynberdze. Po dziewięciu tygodniach zostaliśmy zwolnieni. Był to rzeczywiście cud. Za takie przestępstwa można było na długie lata pόjść do obozu koncentracyjnego lub otrzymać wyrok śmierci.

- Czy myślał wόwczas Ojciec o śmierci?
- Byłem młody. Chciałem żyć, ale jak każdy z uwięzionych liczyłem się z tym, że moje życie wisi na włosku. Chwile grozy przeżyłem, gdy przewożono nas z jednego więzienia do drugiego. Przesiadka była w lesie Przez moment myslałem, że to egzekucja. Na szczęście to była tylko przesiadka.

- Wkrόtce po święceniach znalazł się Ojciec znowu na froncie, tym razem na wschodnim.
- Ponieważ dość szybko i biegle opanowałem rosyjski pracowałem jako tłumacz. W największej tajemnicy odrawiałem dla tamtejszej ludności Msze, chrzciłem ich dzieci. We wrześniu 1944 roku na Łotwie dostałem się do radzieckiej niewoli. Większość tych, ktόrzy dostali się wόwczas do niewoli została od razu rostrzelana. Ponieważ znałem język rosyjski miałem to szczęście, że dostałem się do łagru. Jako sanitariusz pracowałem tam do 1948 roku.

- Potem jedna z Rosjanek oskarżyła Ojca o znęcanie się nad cywilami w czasie wojny?
- Widocznie pomyliła mnie z kimś innym. Zawieziono mnie do tej miejscowości, w ktόrej miałem rzekomo prześladować cywilόw. Mieszkańcόw zwołano na duży plac i każdy mi się uważnie przyglądał. Żaden nie rozpoznał we mnie tego, ktόry miał być ich oprawcą. Jednak przewieziono mnie do więzienia NKWD w pobliżu Moskwy i tam czekałem na proces. Byli tam oficerowie oraz ci, ktόrzy mieli otrzymać wyroki śmierci lub długiego więzienia. Na moje pytanie: Kiedy pojadę do domu?, jeden z enkawudzistόw powiedział: Wy nikagda nie pajediete damoj.

- Czy wtedy miał Ojciec nadzieję, że kiedyś jeszcze zobaczy swoich bliskich?
- Miałem ją zawsze, choć były chwile, kiedy myślałem, że śmierć jest blisko. Jedno z przesłuchań trwało 24 godziny. Zmieniali się tylko ci, ktόrzy mnie przesłuchiwali, ciągle zadawali te same pytania. Chcieli, abym się przyznał do szpiegostwa i zdrady. Pamiętam, że wtedy była chwila, kiedy pragnąłem śmierci. Jeszcze przed procesem przyszedł do mnie oficer NKWD i powiedział, że mam wyrok śmierci. Kiedy podałem mu moje nazwisko okazało się, że chodziło o kogoś innego. Wynika z tego, że proces był tylko fikcją, a wyroki zostały wydane jeszcze przed rozprawą. Ja dostałem 25 lat ciężkich robόt. Był to wyrok śmierci, tyle że egzekujcja trwała dłużej.

- W izolatce spędził Ojciec Wigilię, o ktόrej mόwi, że zawsze pozostanie w pamięci?
- Leżałem w izolatce na gołej ziemi, pod głową miałem podłożone swoje buty. Dokładnie o pόłnocy, kiedy w kościołach rozpoczynały się Pasterki, przyszła inspekcja – oficer NKWD, ktόremu towarzyszyła sanitaruszka. Patrząc na mnie, stojącego w ciemnej celi w wigilijną pόłnoc, powiedziała: Proszę nie upadać na duchu. Nazywała się Maria Soldatowa. Wydawało mi się, że Bόg skierował do mnie te słowa przez rosyjską sanitariuszkę. Często myślałem o tym wydarzeniu, od tego dnia było mi łatwiej.

- Jak zakończyła się ta gehenna?
- Pόł roku po procesie objęła mnie amnestia. Zebrano nas na wielkim placu. Aby zatrzeć wszelkie ślady, każdy z nas musiał wyjąć wyrok i spalić go przed oficerem. Jedna ze stojących tam Rosjanek, żona enkawudzisty, gdy wsiadałem do pociągu, powiedziła mi: Wy jedziecie do domu, a my musimy tu zostać. W tych słowach widziałem żal, iż oni muszą pozostać w tym „komunistycznym raju“. Znałem ją, wiedziałem, że była ateistką, ale powiedziała mi jeszcze: Ja się za was dużo modliłam, aby wszystko poszło dobrze. Nie mogłem jednak przyjechać do Polski, gdzie mieszkała moja matka. Skierowano nas do Monachium, do amerykańskiej strefy. Tam, w maju 1950 roku, rozpoczęło się moje nowe życie.

- Jak obecnie patrzy Ojciec na te wszystkie doświadczenia?
- Widzę, jak Bόg towarzyszył mi przez wszystkie lata. Obecnie mam 87 lat, 60 z nich przeżyłem jako kapłan. Nie wiem, jak długo Bόg mi pozwoli jeszcze żyć. Ale resztę życia chciałbym Mu tylko dziękować.

Rozmawiał
ks. Waldemar Packner
Gość Niedzielny: 20 maja/2001, Nr. 20

 
 
 
 
 
 

bottom of page